niedziela, 2 grudnia 2012

(Religijni) hejterzy na moim blogu

Wiem, wiem... słomiany zapał - dodaję wpisy i potem znowu przestaję. Mnóstwo spraw, zerówki-egzaminy, wkuwanie kodeksów i tak jakoś ten czas leci. Od paru dni mam w Wordzie gotowy tekst "do dodania" - o natężeniu sporu izraelsko-palestyńskiego. Na szczęście w miarę to się tam "ułożyło". Tekst obecnie wymaga poprawek o nowe fakty m.in. stanowisko Izraela oraz uznanie Palestyny jako nieczłonkowskiego państwa-obserwatora przez ONZ (i czemu strona polska akurat tutaj wstrzymała się od głosu).

Jednocześnie chciałabym poinformować, że nie życzę sobie aby mój blog był komentowany przez tzn. "katolickich fanatyków". Bóg jest we wszystkich religiach ten sam - tylko interpretowany i czczony na inne sposoby i tyle. To, że noszę na nadgarstku khomsę, nie oznacza, że jestem (cytując pewien usunięty już komentarz) "czcicielką Szatana" (nota bene - moja khomsa/ręka Fatimy została poświęcona w Betlejem) ani (cytując kolejny usunięty komentarz) "bezbożnicą" (moja religia i kwestia czy jestem osobą wierzącą czy nie = moja sprawa). 
Zabawne, że tacy chrześcijańscy hejterzy czytają mojego bloga;)  

Coś pozytywnego na koniec. Zachód słońca w Ammanie:

 (Jordan Times/Muath Freij)

wtorek, 13 listopada 2012

Klasy społeczne w krajach arabskich


Społeczeństwo arabskie, bez względu na kraj, jest podzielone na klasy. O przynależności do danej klasy decyduje wykonywany zawód, zdobyte wykształcenie, pieniądze i przede wszystkim spuścizna po przodkach (szacunek jakim cieszyła się dana rodzina, wykonywane zawody w rodzinie itp.). Od przynależności do poszczególnych klas zależy (być może za parę lat właściwa będzie forma przeszła – „zależało”) praktycznie wszystko – od szacunku po zdobycie określonej posady. Rządy poszczególnych państw różnie próbowały sobie z tym „radzić” – brak progresu w tej kwestii świadczy o tym, że nie było to ich priorytetowe działanie,  a bardziej słomiany zapał związany z na siłę wprowadzoną równością społeczną. Rządy Libii i nieistniejącego już Jemenu Południowego, próbowały podejmować pewne działania w celu likwidacji podziału na „lepiej urodzonych” i „gorzej urodzonych”. Jednakże były to tylko bezskuteczne eksperymenty i nie zmieniły mentalności ludzi.
W większości krajów arabskich istnieje „naturalny” i społecznie akceptowalny podział na trzy klasy – wyższa, średnia i niższa. Istnieją również grupy, których nie można przyporządkować do żadnego szczebelka społecznej drabiny klasowej.
 Klasa wyższa to głównie rody królewskie, zamożne i wpływowe rodziny gromadzące pokaźne majątki od pokoleń. Klasa średnia to przeważnie urzędnicy państwowi, nauczyciele, lekarze, kupcy. Do klasy niższej zaliczają się rolnicy oraz biedota miejska i wiejska. Grupa niezakwalifikowana do żadnej z wymienionych klas (chociaż najprędzej klasyfikowałaby się do tej niższej) to Beduini (często bezpaństwowcy).
Kraje arabskie są zróżnicowane pod względem społecznym. Niektóre bogate (i małe, nawet bardzo małe) państwa o niewielkiej liczbie mieszkańców mają liczną klasę uprzywilejowaną (wyższa i średnia) na przykład Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Katar. Są również biedne kraje, zajmujące dużą powierzchnię i przeludnione, gdzie ludzie skupiają się w dużych miastach/w bliskim sąsiedztwie miast – na przykład Egipt. Charakteryzują się dużym odsetkiem wieśniaków i robotników fizycznych.
Uwarunkowania mentalne powodują, że Arabowie akceptują dany stan rzeczy – godzą się z tym. Jednakże naturalne jest to, że oczywiście podejmują działania mające na celu przejście do wyższej klasy społecznej. Jest to bardzo trudne, jak wspominałam na początku, przynależność do określonej klasy ma swoją genezę i ścisłe uwarunkowanie w statusie rodziny, jej pochodzeniu i szacunku jakim się cieszy. Oczywiście, może podnieść swoją pozycję dzięki władzy, osiągnięciom zawodowym czy naukowym, zgromadzonemu majątkowi, jednakże główny determinant i gwarant klasowy - pochodzenie, pozostaje niezmieniony. Rodzina z klasy niższej nie może liczyć na akceptację ze strony rodziny z klasy wyższej przez dwa, a nawet trzy pokolenia. W przypadku ewentualnego zamiaru zawarcia związku małżeńskiego przez jednostki z dwóch różnych pokoleń – rodziny, tj. głównie ta zamożniejsza i wyższa w hierarchii rodzina próbują nie dopuścić do mezaliansu społecznego i uniemożliwić gradację swojej córce czy synowi. Co ciekawe, rodzina z klasy wyżej, nawet gdy utraci swój majątek (a zatem i miejsce na górnych szczeblach metaforycznej drabiny), jeszcze przez dość długi czas utrzymuje swój prestiż i cieszy się powszechnym szacunkiem.
Obcokrajowcy w krajach arabskich „z automatu” otrzymują większość przywilejów i status klasy wyżej (sama tego doświadczyłam). To znaczy z reguły:) Bo chociaż pochodzenie i dzieje rodu nie odgrywają w tym przypadku roli, to wykształcenie, pozycja zawodowa i dochody (oceniane „na oko”) już tak. Od pewnego Jordańczyka dowiedziałam się, że widać to po… oczach:) (ale chyba w parze z wcześniej wymienionymi „warunkami klasowymi”). 

piątek, 19 października 2012

Nie możesz zrozumieć Egiptu bez Mahfuza...

Już w księgarniach przełożone na język polski dzieło egipskiego noblisty N. Mahfuza Pensjonat Miramar :)

Opis ze strony smakslowa.pl:
Wciągający obraz życia w Egipcie końca lat sześćdziesiątych. Akcja powieści toczy się w pensjonacie Miramar w Aleksandrii. Poprzez historie jego mieszkańców, a także pracującej w nim pięknej Zuhry, poznajemy problemy, z jakimi zmagają się Egipcjanie. Ta paraboliczna powieść jest rodzajem głębszej i pełnej niepokoju refleksji nad tym, w którą stronę powinien podążyć kraj, będący polem walki wielu sprzecznych sił. Uosobieniem Egiptu jest Zuhra – dziewczyna uczciwa i pracowita, lecz niewykształcona. W którą stronę zwróci się Zuhra? Jaka czeka ją przyszłość? Czy dokona najlepszych możliwych wyborów, czy też zmarnuje swoje szanse?




Uwielbiam twórczość Nadźiba Mahfuza, więc z pewnością ta książka trafi do mojej kolekcji. 

środa, 10 października 2012

Katar!

Państwo Katar. Krótko i treściwie. Przedstawiam kilka filmów na temat tego kraju, które oglądam gdy mam tzw. doła lub brakuje mi motywacji. Tak, oglądam te filmy i się motywuję:) Bo wierzę, że w niedalekiej przyszłości odwiedzę ten kraj:) 

Miłego oglądania! 

 



 


I zapowiedź Mistrzostw Świata w piłce nożnej w 2022 r. :) 



Kto z Was mieszka w Katarze?:)

poniedziałek, 1 października 2012

Kair = śmieci = życie

Kair. Moje pierwsze skojarzenie? Miasto ogromnych kontrastów - duża bieda, ale i też duże bogactwo. Tuż obok siebie, jednak tak odległe. W bogatych dzielnicach - ładne budynki, ładne sklepy, całkiem ładne ulicy, ładni ludzie i ładne samochody. W biednych dzielnicach - niedokończone i zniszczone budynki (np. cofnięcie pozwolenia na budowę, w momencie gdy postawione są już fundamenty albo budynek jest już prawie skończony), slumsy, brzydkie ulice, śmieci, zwierzęta hodowlane, brzydkie samochody (jeśli w ogóle są), stare rowery... i ludzie - ci dobrzy i poczciwi oraz ci z niekoniecznie dobrymi zamiarami. Kair to również przekrój całego Egiptu - to tu przyjeżdżają wszyscy ci, którzy marzą o lepszym życiu dla siebie i swoich bliskich. Nie zawsze... to znaczy bardzo rzadko komukolwiek to się udaje. Pewna za to jest smutna egzystencja, śmieci i tanie bataty.
Śmieci. Zestawienie śmieci z egipską metropolią nie jest przypadkowe, bo Kair = śmieci. Duuużo śmieci. Ale śmieci to również... życie. Tak, bo umożliwia przetrwanie tym najbiedniejszym. Tak więc mamy Kair = śmieci = życie. Prawie 20 milionów tych kairskich żyć. Ze śmieci żyje prawie 80-tysięczna społeczność Zabbaleenów - recykling jako sposób na życie i wiara, że tak chciał Bóg.
Aby bardziej zobrazować Wam jakim problemem, a zarazem wybawieniem są śmieci w Kairze, przedstawiam Wam te oto filmy:

Zapowiedź filmu dokumentalnego na Planet - Marzenia Kairskich Śmieciarzy - krótkie omówienie zjawiska.



Garbage Dreams - trailer filmu o śmieciarzach, marzeniu o lepszym życiu, młodzieńczej wierze i wątpliwościach. 



I na koniec - film bardzo dokładnie przedstawiający Zabbaleen i śmietnikowy Kair.





Kair jest jaki jest. Jest brzydki i piękny. Dla mnie jest po prostu magiczny. Magia, która namawia żeby mimo wszystko wracać :)
Co sądzicie? Jaki jest Kair według Was?

niedziela, 30 września 2012

Kochanie, jak się masz? Czyli wesoła nowina w Betlejem

Hey, how are you? Oh, thanks, I’m fine too. Where do you come from? Pooooland?? Jak się masz? Ja też, I am Robert Kubica.
Kto będąc w kraju arabskim spotkał się z podobnym tekstem – ręka w górę;) Oczywiście Robert Kubica zamieniany jest innymi polskimi międzynarodowymi sławami typu Lech Wałęsa, Adam Małysz a nawet… (serio!) Krzysztof Ibisz!
Polacy, jak to Polacy lubią też pocwaniakować za granicą ucząc (niezwykle ‘przydatnych’) wulgarnych powiedzeń wmawiając tubylcom, że ‘tak się w Polsce mówi’. Potem, bardzo często nieświadomi niczego Egipcjanie, Tunezyjczycy, Marokańczycy powtarzają to. Gdy wytłumaczy się im prawdziwe znaczenie tego co powiedzieli wcześniej – w większości przypadków robi im się po prostu głupio i przepraszają. Swoją drogą nie rozumiem fenomenu uczenia innych nacji wulgaryzmów. Kogoś to śmieszy?
A tymczasem… dzisiaj w Betlejem wesoła nowina! Jaka? Od przyszłego roku ma ruszyć kurs języka polskiego dla Palestyńczyków zatrudnionych w branży turystycznej. Geneza stworzenia kursu zrodziła się z pobudek czysto ekonomicznych – Polscy stanowią trzecią co do wielkości grupę turystów odwiedzających Betlejem. Za organizację kursu odpowiedzialne jest Przedstawicielstwo RP w Ramallah, konsul honorowy w Betlejem oraz Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Bardzo ciekawa idea, oby udało się ją w pełni zrealizować. Sama mogłabym zostać nauczycielką w Betlejem, bo doświadczenie w nauczaniu języka polskiego cudzoziemców mam i to z sukcesami (nie chwaląc się) :) Skończy się era ‘zupy z bobra’ ;) 



źródło: gosc.pl

poniedziałek, 9 lipca 2012

Prawie

Za niedługo, bardzo niedługo minie rok odkąd założyłam tego bloga. Nie sądziłam, że pomimo braku działań promocyjnych, będzie on wyświetlany tyle razy;) Według blogspotowej statystyki blog jest najczęściej wyświetlany w Polsce, USA i… Zjednoczonych Emiratach Arabskich;)


Moja długa nieobecność spowodowana była przede wszystkim licznymi obowiązkami uczelnianymi. Pisanie pracy magisterskiej i egzaminy pochłaniają jednak sporo czasu. Dochodzą jeszcze inne rzeczy, a pisanie bloga schodzi na dalszy plan. Trochę nad tym ubolewam, bo dużo się działo w tym ‘moim’ świecie arabskim, ale coś za coś. Za tydzień będę już magistrem stosunków międzynarodowych i samozwańczym ekspertem od Bliskiego Wschodu i Afryki (z dyplomem). Przeglądają oferty pracy, ze smutkiem muszę oznajmić, że nikt nie szuka takiego eksperta. Nie ukrywam, że chciałabym robić coś związanego z tym kierunkiem (i zainteresowaniami), ale… no właśnie. Myślałam, żeby pisać. Pisać tak dodatkowo. Może ktoś z Was ma jakąś propozycję?;)


Kolejna kwestia. Skoro teraz mam więcej czasu, będę więcej pisała. I nie będą to takie jałowe teksty czy wrzucane linki z youtube. Będzie poważniej, albo chociaż mam taką nadzieję;) Sporo się wydarzyło i postaram się jakoś to ‘ogarnąć’ w miarę ciekawy sposób. Na pierwszy ogień pójdzie Egipt. Moja praca magisterska poświęcona jest prawom kobiet w krajach Maghrebu (Maroko, Algieria, Tunezja). Myślałam żeby zrobić coś w rodzaju cyklu na temat wybitnych/znanych/ważnych kobietach oraz zwięźle przeanalizować ich sytuację w wybranych krajach arabskich. Jest pomysł, trzeba tylko zrealizować;)


Pozdrawiam!

sobota, 21 kwietnia 2012

Ah, ci saudyjscy chłopcy...

Tak się bawią młodzi Saudyjczycy. A potem wrzucają takie filmiki na youtube;)
PS. Niedługo znowu zacznę pisać, tylko ogranę kilka spraw:)








czwartek, 29 marca 2012

10 Saudyjek, Mount Everest i walka z rakiem piersi

Rak piersi to poważny problem. Zwłaszcza w krajach gdzie sam temat kobiety stanowi tabu. Nie inaczej jest w Arabii Saudyjskiej, gdzie dwa dni temu rozpoczęła się kampania nad rzecz walki z tą chorobą.


W ramach akcji 10 Saudyjek ma zamiar wspiąć się na Mount Everest. Inicjatorkami kompanii jest księżniczka Reema bint Bandar bin Sultan wraz z Zahra Breast Cancer Association. Realizacja projektu przewidziana jest na maj.
Kampania została zatytułowana „Kobieca podróż: kierunek Mount Everest” i ma na celu podniesienie świadomości społecznej na temat raka piersi, jego leczenia i wcześniejszego wykrywania. Oficjalnym patronatem akcji jest saudyjskie Ministerstwo Zdrowia
i Ministerstwo Edukacji. W kampanię zaangażowane są także organizacje pozarządowe, szkoły i uniwersytety, działacze polityczni i media. Chodzi o to żeby stworzyć coś w rodzaju sieci, która nie tylko buduje świadomość, ale i realizuje wizję KSA dotyczącą zdrowych obywatelek (ładnie brzmi, takie są oficjalnie założenia) oraz o profilaktykę. Kampania zwraca uwagę na potrzebę zdrowego stylu życia, aktywność fizyczną jako działanie zapobiegające (stąd też pomysł ze wspinaczką na najwyższą górę świata).

W Arabii Saudyjskiej co roku notuje się średnio 8 tysięcy przypadków raka piersi (dane Szpitala Onkologicznego Króla Faisal’a), co czyni go najczęstszym nowotworem u saudyjskich kobiet. Od 50 do 60% przypadków diagnozowanych jest na późniejszym etapie.


(źródło zdjęcia - www.arabnews.com)

poniedziałek, 26 marca 2012

Magiczny Egipt, czyli krótka relacja z podróży

Wróciłam! Dziwne, że zawsze niechętnie wracam do Polski. Oczywiście pierwszego dnia pobytu w kraju, dopadła mnie alergia. Cóż, sezon zaczerwienionych oczu i kataru uważam za rozpoczęty. Ciekawe, że nawet burza piaskowa „przywiana” znad Arabii Saudyjskiej nie była mi straszna;)
Jak było w Egipcie? Jak zwykle świetnie. Byłam w Tabie, w hotelu oddalonym od granicy z Izraelem o jakieś 200 m. Zatem na każdym kroku praktycznie kontrola, kontrola i kontrola. Ale to dobrze, bo przynajmniej ma się wrażenie, że Egipcjanie jakoś to ogarniają i dbają o bezpieczeństwo. Rozmów na tematy polityczne nie prowadziłam – potencjalni rozmówcy albo nie chcieli na ten temat mówić, albo byli ignorantami politycznymi. Jedyną złotą myśl, jaką usłyszałam, było stwierdzenie, że „w Egipcie każdy jest swoim prezydentem, czyli mamy ponad 80 milionów prezydentów”. I to jest chyba prawda. Jeśli chodzi o zmiany w Egipcie, to można to zauważyć. Tzn. bardziej wyczuć… Nie wiem czy to specyfika Półwyspu Synaj, ale ludzie zachowują się trochę inaczej niż podczas mojego ostatniego pobytu w Egipcie 2 lata temu. I naprawdę – nie jestem w stanie wytłumaczyć na czym to „inaczej” polega, po prostu jest trochę „inaczej”.
Stojąc na brzegu morza widziałam kawałek Izraela, część Jordanii i Arabii Saudyjskiej. Niesamowite wrażenie mając świadomość, że jest się tak blisko tych krajów. Co więcej wrażenie to było spotęgowane również tym, że całkiem sporą część hotelowych gości stanowiły rodziny z KSA i Palestyńczycy z Izraela.
Równo tydzień temu byłam w Izraelu. Kontrola na granicy w Tabie trwała jakieś 3 godziny. Byłam w Jerozolimie i Betlejem, a zatem i na terenie Autonomii Palestyńskiej. Będąc szczera, trochę inaczej sobie wyobrażałam te miasta i pobyt tam… - mnóstwo ludzi, mnóstwoooo! Cieszę się, że byłam tam, ale zabrakło mi tego spokoju, wyciszenia związanego ze specyfiką tych miejsc. Trzeba pojechać jeszcze razJ O Jerozolimie, Autonomii Palestyńskiej i murze – napiszę innym razem.
Wypoczęłam, opaliłam się, kupiłam sporo tamtejszej „biżuterii” (nie byłabym sobą), poznałam sporo fajnych ludziJ Teraz czas na powrót do polskiej rzeczywistości, skupienie się na pisaniu magisterki i naukę do sesji na prawie.
Nie wiem co ten Egipt ma w sobie, ale zawsze tam wracam. I wrócę.

niedziela, 11 marca 2012

Dżiny

Niedziela. Po całym tygodniu przeróżnych zajęć, czas na relaks. Chociaż tyle rzeczy ostatnio dzieje się w moim życiu, że momentami mam wrażenie, że nie ogarniam. Dobrze, że chociaż ogarniam moją pracę magisterską (oczywiście temat związany
z motywem przewodnim bloga) i oddałam w zeszłym tygodniu rozdział :) Jako pierwsza osoba z grupy, co powoduje, że jestem z siebie niezwykle dumna!:P Teraz zmagam się z kolejnym rozdziałem… Za to relaksować będę się już za pare dni w Egipcie;) (ha! w końcu!).
Zastanawiałam się o czym by tu napisać… dopijając kawę z mlekiem mój wzrok padł na książkę o islamie. Jakiś czas temu pisałam na temat talizmanów itp. Nie sądziłam, że temat ten spotka się takim zainteresowaniem! Dzisiejszy temat w zasadzie posunęła mi Mona, jedna z nielicznych osób, która komentuje (pozdrawiam przy okazji!). Tak, tak… o dżinach.

Kim są w ogóle dżiny? To demony i duchy, które jak głosi tradycja powstały z czystego ognia bez dymu. Wierzono w nie jeszcze zanim postał islam, a potem stały się jego częścią. Dżiny posiadają nadnaturalną potęgę i są z reguły niewidzialne. Mogą przyjmować różne postacie np. innych ludzi, zwierząt.
Według islamu, dżiny są istotami rozumnymi stworzonymi przez Boga, obok ludzi
i aniołów. Dżiny dzielą się na dwie grupy – na dobre i na złe. Te dobre pomagają ludziom, nie robią im krzywdy, a te złe oczywiście szkodzą i robią wszystko aby uprzykrzyć życie. W hadisach napisane jest, że każdy człowiek ma swojego dżina, który towarzyszy mu przez całe życie i… stale namawia go do grzechu. Jedynie Prorok Mahoment miał porządnego dżina.
Gdzie mieszkają dżiny? W różnych miejscach. Z reguły mieszkają na pustyniach, chociaż coraz częściej są obecne w pobliżu osad ludzkich czy nawet w przedmiotach domowych (butelki, pudełka, słoiki). Mogą zamieszkiwać puste domy i stwarzać problemy gdy ktoś tam się wprowadzi. Takiego złośliwego dżina
– dzikiego lokatora, można przekupić i przekonać do siebie – czasami wystarczy co noc (przez jakiś czas) zostawiać mu półmisek czegoś dobrego;) Można też do niego mówić, ale tak, żeby go nie rozgniewać… Ponoć to działa, a po pewnym czasie taki dżin albo się „wyprowadzi” albo zaczyna „współpracować” i nie rozrabia.
Nie wiem ile w tym prawdy;) Ale lepiej z dżinami nie zadzierać. Z mojego doświadczenia – kult istnienia dżinów głównie widoczny jest w krajach Maghrebu
i tam też gdzie warto szczególnie wstrzymać się z publicznym sceptyzmem.

(źródło zdjęć - http://weheartit.com/)

poniedziałek, 27 lutego 2012

Etykieta arabska

Dzisiejszy wpis będzie przydatny głównie osobom wyjeżdżającym do krajów arabskich po raz pierwszy. Chociaż i dla stałych MENA-owskich podróżników coś się z pewnością znajdzie :) Jak powszechnie wiadomo, kraje MENA różnią się mentalnie, kulturowo, religijnie od Europy. Ba! Same kraje MENA różnią się między sobą. Jednak co je łączy (w sensie ogólnym) oprócz czynnika religijnego? Etykieta. Tak zwana etykieta arabska.
Co to jest etykieta? Wikipedia wyjaśnia, że jest to inaczej kurtuazja - zbiór norm zachowania, zwyczajów i form towarzyskich (savoir-vivre) obowiązujący w określonej grupie społecznej lub środowisku. Etykieta może być formalnie ustalona i spisana albo nieformalna, przekazywana ustnie. Reasumując co wypada robić, a czego nie.
Przedstawię Wam kilka podstawowych zasad etykiety arabskiej.  Oczywiście niektóre zasady są bardziej przestrzegane, a inne pomijane niekiedy. Wszystko zależy od kraju i… od towarzystwa.  Wiadomo, że „trochę” bardziej konserwatywne zasady będą obowiązywały w Arabii Saudyjskiej np. w przypadku ubioru kobiet, a już  inne w bardziej liberalnym Libanie. Analizując poszczególne zasady warto zwrócić uwagę, że są one w wielu przypadkach podobne do naszych europejskich „standardów”.
Zatem:
·         Należy siedzieć w przyzwoity sposób. Tzw. rozwalanie się na fotelu czy kanapie to przejaw ewidentnego braku szacunku do rozmówcy. W sumie w naszym kręgu kulturowym oznacza to samo.
·         Podczas rozmowy na stojąco za oznakę braku szacunku uważa się opieranie się o ścianę lub trzymanie rąk w kieszeni. Podobnie w przypadku siedzenia w taki sposób, że rozmówca widzi podeszwę naszego buta.
·         Nieuprzejmością jest nieuściśnięcie ręki podczas powitania lub pożegnania. Gdy mężczyzna z Zachodu jest przedstawiany Arabce, to od niej zależy czy poda mu dłoń czy nie. Zainicjowanie uścisku zależy od niej. Podobnie w przypadku nie-Arabki i Araba, to ona powinna pierwsza wyciągnąć dłoń.
·         Ktoś, kto chce zapalić papierosa w grupie ludzi, musi poczęstować resztę.
·         Mężczyźni przepuszczają kobiety w drzwiach i ustępują im miejsca, gdy nie ma wolnych. W praktyce – różnie to bywa;)
·         Jeśli gościom podoba się jakiś drobiazg w domu, Arab czasami nalega wówczas na jego przyjęcie. Uwaga, tu obowiązuje zasada wzajemności:)
·         W niektórych sytuacjach, miejscach publicznych czy w obecności bardziej konserwatywnych/tradycyjnych Arabów za niestosowne może uchodzić, gdy kobieta pali papierosa lub pije alkohol.
·         Jedząc z Arabami, gdy jedzenie podane jest we wspólnym naczyniu, nie należy posługiwać się lewą ręką, uchodzącą za nieczystą.
·         W restauracji czy kawiarni Arabowie z reguły pierwsi rwą się do zapłacenia rachunku. Gdy Arab zaprasza kobietę (Arabkę lub nie-Arabkę) na kawę – nie pozwoli jej zapłacić za siebie, bo uznałby to za ujmę na swoim honorze i mógłby się jeszcze obrazić:) Coś o tym wiem z praktyki.
·         Nikogo nie wolno fotografować bez jego zgody.
·         Przyglądanie się drugiej osobie rzadko uważane jest za niegrzeczne czy naruszające cudzą prywatność. Ludzie na Bliskim Wschodzie czy w Afryce Północnej lubią przyglądać się obcokrajowcom i wdawać się z nimi w rozmowy. Jeśli nie mamy na to ochoty, najlepszym rozwiązaniem jest po prostu odejście.

Pochwalę się, a co;) Za 3 tygodnie będę w Egipcie!:))

niedziela, 26 lutego 2012

Burze piaskowe w KSA

Pare dni temu Rijad pogrążył się w mroku. Co było przyczyną? Potężna burza piaskowa, która spowodowała, że w stolicy Królestwa było już całkowicie ciemno po godzinie 16.
Burze piaskowe w Arabii Saudyjskiej są zjawiskiem coraz częstszym. Główną przyczyną jest niewielka roczna wysokość opadów. Z roku na rok są one silniejsze. Burze przybierają różne formy – od mgiełki lub mgły po zamieć „śnieżną”, wówczas piasek jest niemal wszędzie. W tej sytuacji może dochodzić nawet do okresowego wstrzymania lub odwołania lotów samolotów. Czasami również szkoły są zamykane. Ludzie starają się zostawać w domach, a jeśli burza zastanie ich np. na autostradzie biegnącej przez obszary pustynne –muszą się zatrzymać na poboczu i zaczekać aż burza ustanie.
Poniżej kilka zdjęć burzy piaskowej w KSA.






(źródła zdjęć - mymodernmet.com, guardian.co.uk, news.xinhuanet.com, tripadvisor.com)

czwartek, 23 lutego 2012

Dziewczyny z Rijadu

W poszukiwaniu weny i zapału, ślęcząc nad pracą magisterską (którą intensywnie piszę), spojrzałam na parapet. Na parapecie mam mnóstwo książek. Nie mieszczą się na półkach, stąd też ta lokalizacja. Wszystkie parapetowe książki to oczywiście reportaże oraz powieści dotyczące krajów arabskich, Turcji, może jedna o Izraelu i dwie o Iranie. Niektórych z nich jeszcze nie przeczytałam. Która z parapetowych książek najbardziej do tej pory mi się spodobała? Bez wątpienia – przeczytana w ciągu jednej nocy – książka „Dziewczyny z Rijadu” Radży as – Sani. Książka dała mi wiele do myślenia, pozwoliła spojrzeć na wiele spraw (tak, tych naszych europejskich spraw) z pewnym dystansem oraz utwierdziła mnie w przekonaniu (tak, tak! Książka!), że moja specjalizacja na stosunkach międzynarodowych jest wprost stworzona dla mnie.
O czym są „Dziewczyny z Rijadu”? o czterech saudyjskich przyjaciółkach, pochodzących z zamożnych i w niektórych przypadkach nawet bardzo postępowych rodzin. Każda z przedstawionych dziewczyn ma inną historię i inne problemy, ale wszystkie muszą stawić czoło konserwatywnej rzeczywistości i realiom Arabii Saudyjskiej. Ponadto książka udowadnia, że dziewczyny i kobiety bez względu na to gdzie mieszkają, mają takie same problemy i… podobnie myślą. A faceci niemal wszędzie zachowują się tak samo. Nie zdradzam więcej, bo tę książkę po prostu trzeba przeczytać :)
Książka została opublikowana w 2005 r. i wzbudziła ogromna sensację we wszystkich krajach arabskich. Odsłania świat sekretów, niedomówień, intryg, pokazuje ten nieznany, wciąż „zamknięty” dla kogoś z zewnątrz świat kobiecy. Na okładce książki można przeczytać, że zdaniem Time’a jest to „niezwykle ważna książka. Wyjaśnia wiele nieporozumień dotyczących islamu i uświadamia, jak olbrzymią, przytłaczającą rolę w codziennym życiu Saudyjczyków odgrywa tradycyjna kultura”. Glamour zaś podsumowało książkę krótko i zwięźle – „Dziewczyny z Rijadu napisane są w brawurowym stylu, że śmiało można nazwać je saudyjskich Seksem w wielkim mieście!
Polecam!

(źródło zdjęcia - www.lubimyczytac.pl)

sobota, 11 lutego 2012

Pieta z Jemenu

Co roku z dużą niecierpliwością czekam na wyniki konkursu World Press Photo. W dzisiejszej (czyli weekendowej) Gazecie Wyborczej zostały ukazane niektóre zwycięskie fotografie. I jak co roku – niektóre zdjęcia zachwycają swoją zwyczajnością, a jednocześnie niezwyczajnością, a inne… według mnie są nieporozumieniem i lepiej  pozostawić je bez komentarza. Zwycięskie fotografiemożna zobaczyć na stronie http://www.worldpressphoto.org/gallery/2012-world-press-photo.
Jednak co szczególnie mi się spodobało? Tytuł dzisiejszego wpisu mówi sam za siebie. Pieta z Jemenu. Zastanawiam się tylko czy osoby przedstawione na zdjęciu same, całkowicie przypadkowo „ustawiły się” do zdjęcia czy też jest to jakaś ingerencja ze strony fotografia chcącego stworzyć islamską wersję słynnej Piety.


Na stronie 21. Magazynu Świątecznego Gazety Wyborczej (z 11 – 12 lutego 2012 r.) znajduje się wyjaśnienie sytuacji na zdjęciu:
„Najlepszym zdjęciem roku 2011 została fotografia Samuela Arandy, Hiszpana pracującego dla New York Timesa. Przedstawia kobietę, która trzyma w objęciach rannego mężczyznę rannego podczas protestów przeciwko prezydentowi Alemu Abdullahowi Salehowi. Zdjęcie zostało zrobione 15 listopada 2011 r. w Sanie, stolicy Jemenu, w meczecie wykorzystywanym jako szpital polowy.
Kinga Kenig: Co takiego jest w zdjęciu Samuela Arandy, że jury postanowiło je nagrodzić?
Aidan Sullivan, Przewodniczący Jury World Press Photo 2011: Jest to po prostu bardzo mocne zdjęcie. Chcieliśmy wyróżnić fotografię, która będzie nie tylko ważna w kontekście wydarzeń minionego roku, ale również bardzo silna emocjonalnie. To zdjęcie w pewien sposób podsumowuje odwagę zwykłych ludzi, którzy wyszli na ulice, by walczyć z reżimem. Jeszcze nie mamy pewności, kogo przytula kobieta, ale całkiem prawdopodobnie jest to, że jest to jej mąż. To bardzo intymna, ciepła chwila, pełna miłości i współczucia.
Zdjęcie przypomina pietę. World Press Photo dawno nie nagradzało zdjęć tak klasycznie kompozycyjnie.
Nina Berman, jurorka konkursu: Mimo że przypomina pietę, jest dla mnie czymś zupełnie nowym. Rzadko widzimy zakwefione kobiety dotykające mężczyzn. Wydaje nam się, że nie są w pełni ludźmi, że nie mają tożsamości. Ta kobieta jest prawdziwym człowiekiem. By to dostrzec, nie musimy widzieć jej oczu.”

W pełni zgadzam się z opinią i decyzją jury. Tylko „nie podobna” mi się jedna rzecz w tym co powiedziała pani Berman. „Wydaje nam się, że nie są w pełni ludźmi, że nie mają tożsamości” – mi się tak nie wydaje i nigdy nie wydawało. Dla mnie kobiety w krajach arabskich są zagadką, intrygują. Nie można powiedzieć, że nie mają tożsamości, bo to, że są zasłonięte, żyją w świecie zdominowanym przez mężczyzn, rzadko udzielają się publicznie i muszą żyć zgodnie z wytyczonymi (głównie społeczno – prawnymi) regułami, o niczym jeszcze nie świadczy. Kobiety arabskie mają ogromny potencjał, charakter i są coraz lepiej wykształcone (w wielu krajach regionu studentki i absolwentki uczelni wyższych stanowią zdecydowaną większość). Wydaje mi się, że teraz mają szansę i dopiero pokażą na co je stać – zwłaszcza jeśli chodzi o kraje bardziej konserwatywne takie jak Jemen czy Arabia Saudyjska. Nie mam tu na myśli całkowitej tzw. zachodniej emancypacji, ale to, że zaczną mieć większy wpływ na politykę wewnętrzną i zewnętrzną swoich krajów oraz na sytuację w regionie. Być może z pierwszych przejawów tego progresu było przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla "Żelaznej Damie" z Jemenu.


(źródło zdjecia - http://www.worldpressphoto.org)

środa, 8 lutego 2012

Symbole i talizmany

Dawno nie pisałam, znowu okres stagnacji blogowej…. Powód prosty – sesja. W moim przypadku razy dwa. Oczywiście wszystko zdane na prawie same piąteczki ;) zarówno na prawie, jak i na stosunkach międzynarodowych. Zatem teraz mam ferie i… skończyły się wymówki dotyczące niepisania pracy magisterskiej. Teraz trzeba się mocno zmobilizować i to po prostu napisać tak, żeby praca była genialna.
O czym będzie dzisiejszy wpis? Chciałam napisać trochę o wydarzeniach w Egipcie (chociażby te krwawe zamieszki na stadionie w Port Saidzie), pogarszającej się sytuacji w Syrii i reakcji świata… oraz o finale mistrzostw Pucharu Afryki (Tunezja niestety odpadła ‘prawie’ przed końcem i nie dostała się do finału) ale chyba znowu przełożę to na inny (być może niedaleki) czas.
Dzisiaj będzie o przesądach, symbolach, talizmanach arabskich. Czyli o czym każdy turysta wiedzieć powinien udając się do krajów arabskich ;) Przedstawię kilka najpopularniejszych/najbardziej znanych 'talizmanów'.
Oko Proroka. Moje pierwsze skojarzenie z tzw. talizmanami. W zasadzie oko proroka teoretycznie pochodzi z Turcji, ale w krajach arabskim można je również spotkać niemal na każdym kroku. Oko Proroka ma na celu ochronę przed tzw. „złym okiem”. Chroni przed złymi czarami czy urokiem. Oko „odbija” rzucone czary;) Słyszałam, że gdy oko pęknie, to znak, że zadziałało właściwie, chroniąc przed złym spojrzeniem. Co ciekawe – oko Proroka - ta nie ma nic wspólnego z islamem, jest to związane głównie z przed-islamskimi wierzeniami ludowymi. Warto pamiętać, że najlepszą ochronę daje niebieskie oko. Sama ma kilka bransoletek z okiem :)


Ręka Fatimy (Khomsa). Zastosowanie to samo co w przypadku oka Proroka. Nazwa nawiązuje do córki Mahometa Fatimy-Zahry. Khomsa to z arabskiego chamsa i  znaczy pięć. Pięć palców przeciwko złemu urokowi i złemu spojrzeniu. Odmiana izraelska to ręka Miriam. W zasadzie pierwszy raz „w praktyce” z ręką Fatimy spotkałam się w Tunezji. Oczywiście chciałam kupić sobie bransoletkę z tym motywem, jednak nigdzie nie znalazłam „odpowiedniej” (nawet w Tunisie!). Jednak w końcu znalazłam :) dokładnie taką jaką sobie wymarzyłam. Gdzie? Na lotnisku w Monastirze, zaledwie 2 h przed odlotem. Lubię ją i noszę dosyć często. Chyba działa.





Skarabeusz. Czyli egipski Święty Żuk. Symbol przynoszący szczęście i pomyślność. W starożytnym Egipcie był uważany za święte zwierzę. Był symbolem odrodzenia i wędrówki słońca po niebie.
Oko Horusa. Opisywane jako symbol odrodzenia i powracania do zdrowia. Bardzo często był to też motyw biżuterii królewskiej. Symbolizował ochronę, opiękę i odstraszał zło. W starożytności wierzono, że oczami Horusa był Księżyc i Słońce. Lewe oko było Księżycem, a prawe Słońcem. W czasie walki z Bogiem Setem (bóg ciemności i chaosu, ale także Bóg wojownik), Horus stracił lewe oko, ale dzięki magicznym zaklęciom Boga Thota (opiekun pisarzy) odzyskał je. Oko Horusa chroniło Bogów i ludzi przed niebezpieczeństwem i złym urokiem.





(źródło zdjęć - google.com, http://weheartit.com/, podrozeiherbata.pl)