czwartek, 29 marca 2012

10 Saudyjek, Mount Everest i walka z rakiem piersi

Rak piersi to poważny problem. Zwłaszcza w krajach gdzie sam temat kobiety stanowi tabu. Nie inaczej jest w Arabii Saudyjskiej, gdzie dwa dni temu rozpoczęła się kampania nad rzecz walki z tą chorobą.


W ramach akcji 10 Saudyjek ma zamiar wspiąć się na Mount Everest. Inicjatorkami kompanii jest księżniczka Reema bint Bandar bin Sultan wraz z Zahra Breast Cancer Association. Realizacja projektu przewidziana jest na maj.
Kampania została zatytułowana „Kobieca podróż: kierunek Mount Everest” i ma na celu podniesienie świadomości społecznej na temat raka piersi, jego leczenia i wcześniejszego wykrywania. Oficjalnym patronatem akcji jest saudyjskie Ministerstwo Zdrowia
i Ministerstwo Edukacji. W kampanię zaangażowane są także organizacje pozarządowe, szkoły i uniwersytety, działacze polityczni i media. Chodzi o to żeby stworzyć coś w rodzaju sieci, która nie tylko buduje świadomość, ale i realizuje wizję KSA dotyczącą zdrowych obywatelek (ładnie brzmi, takie są oficjalnie założenia) oraz o profilaktykę. Kampania zwraca uwagę na potrzebę zdrowego stylu życia, aktywność fizyczną jako działanie zapobiegające (stąd też pomysł ze wspinaczką na najwyższą górę świata).

W Arabii Saudyjskiej co roku notuje się średnio 8 tysięcy przypadków raka piersi (dane Szpitala Onkologicznego Króla Faisal’a), co czyni go najczęstszym nowotworem u saudyjskich kobiet. Od 50 do 60% przypadków diagnozowanych jest na późniejszym etapie.


(źródło zdjęcia - www.arabnews.com)

poniedziałek, 26 marca 2012

Magiczny Egipt, czyli krótka relacja z podróży

Wróciłam! Dziwne, że zawsze niechętnie wracam do Polski. Oczywiście pierwszego dnia pobytu w kraju, dopadła mnie alergia. Cóż, sezon zaczerwienionych oczu i kataru uważam za rozpoczęty. Ciekawe, że nawet burza piaskowa „przywiana” znad Arabii Saudyjskiej nie była mi straszna;)
Jak było w Egipcie? Jak zwykle świetnie. Byłam w Tabie, w hotelu oddalonym od granicy z Izraelem o jakieś 200 m. Zatem na każdym kroku praktycznie kontrola, kontrola i kontrola. Ale to dobrze, bo przynajmniej ma się wrażenie, że Egipcjanie jakoś to ogarniają i dbają o bezpieczeństwo. Rozmów na tematy polityczne nie prowadziłam – potencjalni rozmówcy albo nie chcieli na ten temat mówić, albo byli ignorantami politycznymi. Jedyną złotą myśl, jaką usłyszałam, było stwierdzenie, że „w Egipcie każdy jest swoim prezydentem, czyli mamy ponad 80 milionów prezydentów”. I to jest chyba prawda. Jeśli chodzi o zmiany w Egipcie, to można to zauważyć. Tzn. bardziej wyczuć… Nie wiem czy to specyfika Półwyspu Synaj, ale ludzie zachowują się trochę inaczej niż podczas mojego ostatniego pobytu w Egipcie 2 lata temu. I naprawdę – nie jestem w stanie wytłumaczyć na czym to „inaczej” polega, po prostu jest trochę „inaczej”.
Stojąc na brzegu morza widziałam kawałek Izraela, część Jordanii i Arabii Saudyjskiej. Niesamowite wrażenie mając świadomość, że jest się tak blisko tych krajów. Co więcej wrażenie to było spotęgowane również tym, że całkiem sporą część hotelowych gości stanowiły rodziny z KSA i Palestyńczycy z Izraela.
Równo tydzień temu byłam w Izraelu. Kontrola na granicy w Tabie trwała jakieś 3 godziny. Byłam w Jerozolimie i Betlejem, a zatem i na terenie Autonomii Palestyńskiej. Będąc szczera, trochę inaczej sobie wyobrażałam te miasta i pobyt tam… - mnóstwo ludzi, mnóstwoooo! Cieszę się, że byłam tam, ale zabrakło mi tego spokoju, wyciszenia związanego ze specyfiką tych miejsc. Trzeba pojechać jeszcze razJ O Jerozolimie, Autonomii Palestyńskiej i murze – napiszę innym razem.
Wypoczęłam, opaliłam się, kupiłam sporo tamtejszej „biżuterii” (nie byłabym sobą), poznałam sporo fajnych ludziJ Teraz czas na powrót do polskiej rzeczywistości, skupienie się na pisaniu magisterki i naukę do sesji na prawie.
Nie wiem co ten Egipt ma w sobie, ale zawsze tam wracam. I wrócę.

niedziela, 11 marca 2012

Dżiny

Niedziela. Po całym tygodniu przeróżnych zajęć, czas na relaks. Chociaż tyle rzeczy ostatnio dzieje się w moim życiu, że momentami mam wrażenie, że nie ogarniam. Dobrze, że chociaż ogarniam moją pracę magisterską (oczywiście temat związany
z motywem przewodnim bloga) i oddałam w zeszłym tygodniu rozdział :) Jako pierwsza osoba z grupy, co powoduje, że jestem z siebie niezwykle dumna!:P Teraz zmagam się z kolejnym rozdziałem… Za to relaksować będę się już za pare dni w Egipcie;) (ha! w końcu!).
Zastanawiałam się o czym by tu napisać… dopijając kawę z mlekiem mój wzrok padł na książkę o islamie. Jakiś czas temu pisałam na temat talizmanów itp. Nie sądziłam, że temat ten spotka się takim zainteresowaniem! Dzisiejszy temat w zasadzie posunęła mi Mona, jedna z nielicznych osób, która komentuje (pozdrawiam przy okazji!). Tak, tak… o dżinach.

Kim są w ogóle dżiny? To demony i duchy, które jak głosi tradycja powstały z czystego ognia bez dymu. Wierzono w nie jeszcze zanim postał islam, a potem stały się jego częścią. Dżiny posiadają nadnaturalną potęgę i są z reguły niewidzialne. Mogą przyjmować różne postacie np. innych ludzi, zwierząt.
Według islamu, dżiny są istotami rozumnymi stworzonymi przez Boga, obok ludzi
i aniołów. Dżiny dzielą się na dwie grupy – na dobre i na złe. Te dobre pomagają ludziom, nie robią im krzywdy, a te złe oczywiście szkodzą i robią wszystko aby uprzykrzyć życie. W hadisach napisane jest, że każdy człowiek ma swojego dżina, który towarzyszy mu przez całe życie i… stale namawia go do grzechu. Jedynie Prorok Mahoment miał porządnego dżina.
Gdzie mieszkają dżiny? W różnych miejscach. Z reguły mieszkają na pustyniach, chociaż coraz częściej są obecne w pobliżu osad ludzkich czy nawet w przedmiotach domowych (butelki, pudełka, słoiki). Mogą zamieszkiwać puste domy i stwarzać problemy gdy ktoś tam się wprowadzi. Takiego złośliwego dżina
– dzikiego lokatora, można przekupić i przekonać do siebie – czasami wystarczy co noc (przez jakiś czas) zostawiać mu półmisek czegoś dobrego;) Można też do niego mówić, ale tak, żeby go nie rozgniewać… Ponoć to działa, a po pewnym czasie taki dżin albo się „wyprowadzi” albo zaczyna „współpracować” i nie rozrabia.
Nie wiem ile w tym prawdy;) Ale lepiej z dżinami nie zadzierać. Z mojego doświadczenia – kult istnienia dżinów głównie widoczny jest w krajach Maghrebu
i tam też gdzie warto szczególnie wstrzymać się z publicznym sceptyzmem.

(źródło zdjęć - http://weheartit.com/)