czwartek, 27 października 2011

Wybory w Tunezji (czyli 'wróciłam' i zamierzam prowadzić bloga dalej)

Długo, bardzo długo nie pisałam. Mogę się jedynie usprawiedliwić brakiem czasu i weny pisarskiej… Nie ukrywam, że niewielka poczytność bloga czynnikiem mobilizującym nie jest (no dobra, wiem, niektóre wpisy mega porywające nie były…, ale zamierzam to zmienić).
Co ciekawego działo się w tym czasie na arenie arabskiej, kiedy nie było nowych wpisów? Hmmm dużo. I tych rzeczy pozytywnych i negatywnych. Jeśli chodzi o szybką ocenę tego się stało w przeciągu tego tygodnia, do pozytywnych należy zaliczyć przede wszystkim niedzielne wybory parlamentarne w Tunezji (chociaż wynik nie do końca jest zadawalający… ale skoro Tunezyjczycy tak zadecydowali i uważają to za słuszny wybór, decyzję tę należy uszanować i mieć nadzieję, że rzeczywiście na dobrą drogę zwycięska partia poprowadzi ten kraj…ale o tym napiszę niżej). Negatywne? W zasadzie mam problem z wartościowaniem tego wydarzenia, bo jest zarówno dobre jak i złe. O co chodzi? ‘Oficjalne’ obalenie rządów Kaddafiego, sposób w jaki to się stało, reakcja (arabska i reszty świata), ciekawość co będzie dalej (no właśnie? Lepiej?), przedłużenie misji NATO, wizyta polskich inwestorów i ministra spraw zewnętrznych R. Sikorskiego (nie rozumiem po co tak wcześnie… jak zwykle Polska reaguje niezwykle ‘spontanicznie’ na tego typu wydarzenia. Może chodziło po prostu o wyprzedzenie konkurentów z innych krajów), itp. Itp…. Zamierzam poruszyć te kwestie. Dzisiaj będzie o Tunezji.


Niedziela, 23 października 2011 roku. Data ta z pewnością przejdzie/przeszła do historii Tunezji, nowej Tunezji. Dziewięć miesięcy po powstaniu buntu (co zapoczątkowało efekt domina w kolejnych państwach) i po obaleniu rządów Zine El Abidine Ben Aliego doszło do pierwszych demokratycznych i wolnych wyborów parlamentarnych. Frekwencja była nad wyraz wysoka – wyniosła aż 90% (czynny udział w wyborach wzięło udział sporo ludzi młodych, stanowiących znaczną cześć społeczeństwa tunezyjskiego). Obserwatorzy międzynarodowi w regionie Sousse ocenili przebieg wyborów bardzo dobrze, aczkolwiek było pare niedociągnięć związanych z brakiem odpowiedniego przeszkolenia czy informacji. Jednakże nie wpłynęło to na zakłócenie przebiegu wyborów. Sam fakt tak licznej frekwencji należy uznać za bardzo pozytywne – widać, że ludzie chcą/chcieli coś zmienić skoro aż 90% społeczeństwa postanowiło w pewnym stopniu poczuć się odpowiedzialnym za swój kraj.









Raszid Ghannuszi

Oficjalne wyniki miały pojawić się wczoraj w nocy, jednak konferencja prasowa została przełożona. Przed chwilą sprawdziłam wszelkie portale informacyjne (w tym również oczywiście Al Jazeerę) i nic. Czyli trzeba czekać dalej. Z nieoficjalnych wyników, które uznawane są już za pewne, wygrała Partia Odrodzenia (Hizb an-Nahda) - Raszida Ghannusziego, który pod koniec stycznia wrócił do Tunezji po 20 latach pobytu na uchodźstwie w Londynie. To umiarkowanie islamski ugrupowanie zdobyło 101 mandatów. Alternatywę wyborczą dla Partii Odrodzenia stanowiły partie centrolewicowe – tzw. Nowocześni Demokraci  (PDM) postulujący głównie za świeckim państwem, czyli m.in. Ettakatol, Kongres na rzecz Republiki – zdobyli zaledwie 40 mandatów. Partia Demokratyczna Ahmeda Nedżiba Szebbiego oraz wspomniani nowocześni demokraci od samego początku zapowiadali, że nie stworzą koalicji z Al - Nahdą.

Tak czy inaczej – można pogratulować Tunezji i życzyć jej powodzenia aby demokratyczna drogą na którą zamierza wstąpić nie okazała się zbyt długa, kręta i wyboista.


(zdjęcia - google, www.upi.com)

Brak komentarzy: